Zawód ekonomisty nie powinien być tak defensywny wobec krytyków, którzy winią ich za rosnące nierówności i często błędne oraz niespójne informacje. Spostrzeżenia z ponurej nauki – a zwłaszcza poparcia ekonomistów dla globalnych polityk gospodarki rynkowej mających na celu zwiększenie bogactwa, wielokrotnie udowodniły swoją słabość.
W opublikowanym 2019 r. komentarzu w „The New York Times” Binyamin Appelbaum zrzucił winę za rosnące nierówności w Stanach Zjednoczonych i na świecie wprost na ekonomistów.
Przytoczył m.in. pracę ekonomisty, laureata Nagrody Nobla, Roberta Lucasa, który skierował uwagę polityków na problem wzrostu gospodarczego z dala od redystrybucji dóbr.
Appelbaum przytoczył również statystyki dotyczące oczekiwanej długości życia w USA, która spadła w ostatnich latach, częściowo z powodu wyższych wskaźników nadużywania narkotyków i samobójstw wśród grup znajdujących się w niekorzystnej sytuacji ekonomicznej i złego odżywiania.
Nierówności społeczne stały się głównym obszarem badań ekonomicznych dopiero w ciągu ostatniej dekady i od paru lat weszły do dyskursu publicznego. Do tego czasu ekonomiści i rządzący zawsze zignorowali problem nierówności społecznych i redystrybucji bogactwa na świecie. Jakakolwiek krytyka liberalizmu odpowiedzialnego za ten stan oznaczała wykluczenie ze społeczności naukowej.
W latach 80. dyscyplina prawdziwej ekonomii wciąż była zdominowana przez modele keynesowskie.
Pytania, na które wtedy odpowiadali ekonomiści wracają do mody – co powoduje cykle koniunkturalne?, czy istnieje kompromis między bezrobociem a inflacją?, jak możemy zaprojektować politykę gospodarczą, aby poprawić wyniki gospodarcze i zapobiec inflacji lub recesji?
Jednak w ciągu dwóch dekad – od późnych lat 80. XX wieku do wielkiej recesji w 2008 r, ekonomiści przestawili się z cykli koniunkturalnych tylko i wyłącznie na wzrost gospodarczy, którego błogim miernikiem miał być poziom PKB.
W artykule z 1988 roku Lucas podkreślił znaczenie zrozumienia, dlaczego gospodarki Hongkongu, Singapuru, Korei Południowej i Tajwanu znacznie przewyższały inne, które były na podobnym etapie rozwoju dwie lub trzy dekady wcześniej.
„Konsekwencje dla dobrobytu ludzi związane z takimi pytaniami są po prostu oszałamiające”, napisał naukowiec.
Jego artykuł odegrał kluczową rolę w zmianie aspiracji badawczych kilku kolejnych kohort młodych ekonomistów.
Gdyby nadrzędnym priorytetem było zmniejszenie nierówności, być może odpowiedzią byłoby odejście od kapitalistycznych gospodarek rynkowych w kierunku systemów socjalistycznych lub komunistycznych.
Jak argumentował Karol Marks: „Od każdego według jego umiejętności, do każdego według jego potrzeb”. Jednak takie podejście wypróbowano w XX wieku, zwłaszcza w Związku Radzieckim i Chinach za Mao Zedonga, a wynik w obu przypadkach był następujący przerażający.
Obecnie poglądy ekonomistów ewoluują, ale odbiegają od podstaw czystej ekonomii a decydenci chcąc je stosować uczą się na własnych błędach.
Na przykład deregulacja rynków kapitałowych w latach 80. posunęła się za daleko. To prawda, że deregulacja spowodowała ogromne zyski i, w sumie, zmniejszyła nierówność zamiast ją zwiększać. Ale jej zdobycze trafiły do bogatych elit państw zachodnich z pominięciem obszarów wiejskich.
W dziewiętnastym i dwudziestym wieku zachodnie demokracje rozwinęły systemy praw politycznych, które umożliwiały obywatelom klasy robotniczej i średniej udział w korzyściach płynących z rynków. Ale globalne przepływy kapitału systematycznie ograniczają te prawa, ponieważ przytłaczają one zdolność demokracji do zachowania korzyści wynikających z wymiany rynkowej dla swoich obywateli.
Na początku lat pięćdziesiątych młody ekonomista Paul Volcker pracował jako ludzki kalkulator w biurze w głębi Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku. Analizował liczby i przeprowadzał analizy ekonomiczne, które miały służyć politykom do podejmowania decyzji. Kiedyś powiedział żonie, że nie widzi szans na awans. W kierownictwie banku centralnego znajdują się tylko bankierzy, prawnicy i inne osoby, ale ani jeden ekonomista.
Prezes Fedu, były makler giełdowy William McChesney Martin, powiedział kiedyś, że trzymał niewielki zespół ekonomistów w bazie głównej siedziby Fed w Waszyngtonie. Powiedział, że byli w budynku, ponieważ zadawali dobre pytania. Byli w oddzielnym pomieszczeniu, ponieważ „nie znali swoich ograniczeń”.
Dystans Martina do ekonomistów był szeroko podzielany wśród amerykańskiej elity połowy XX wieku.
Prezydent Franklin Delano Roosevelt odrzucił Johna Maynarda Keynesa, najważniejszego ekonomistę swojego pokolenia, jako niepraktycznego „matematyka”.
Prezydent Eisenhower w swoim pożegnalnym przemówieniu wezwał Amerykanów do odsunięcia technokratów od władzy.
Kongres rzadko konsultował się z ekonomistami; agencje regulacyjne były prowadzone i obsługiwane przez prawników a sądy odpisywały dowody ekonomiczne jako nieistotne.